czwartek, 12 listopada 2015

Testowanie - jesień 2015 - w poszukiwaniu cielesności

Od dłuższego czasu mam ochotę na jakiś nowy zapach. Tym razem marzy mi się coś cielesnego, fizjologicznego i intymnego. Taki zapach w stylu drugiej skóry. Poniżej opowiadam o kilku pozycjach, które tej jesieni postanowiłam potestować:


     Największe nadzieje wiązałam z nowymi perfumami marki Lalique - Living Lalique. Living przypominają testowane przeze mnie ostatnio namiętnie Reveal, ale są mocniejsze, wyraźniejsze i konkretniejsze niż perfumy Calvina Kleina. Reveal zarzucałam, że za mało w nich przypraw, a za dużo irysa i piżma, natomiast w Living proporcje te są bardziej zrównoważone. Mój nos wyczuwa od początku ostry, czarny pieprz, świeżą, cytrynową bergamotkę, aromatyczną lawendę, lekko tylko pudrowego irysa i otulający kaszmir. Może to brak dominacji piżma sprawia, że perfumy są mniej "czyste", a bardziej drzewne. Zapach jest bardzo świeży, ale mocny, zwracający uwagę. Podoba mi sie to, że czuć tu cały bukiet różnorodnych nut - widać, że ktoś poświęcił sporo czasu, by to wszystko ze sobą zmieszać we właściwych ilościach. Living Lalique są totalnie odziane z wszelkiej słodyczy. Dlaczego flakon jeszcze nie gości w mojej szafeczce? Bo dla mnie to perfumy mozno męskie. Lubię zapachy idące w stronę uniseksów, ale fajnie, gdy osłodzone są z lekka jakimś cytrusem, owocem, jakąś ostoją kobiecości. Poza tym na jesień Living wydają mi się zbyt chłodne - może powrócę do testów latem. 
     Emozione marki Salvatore Ferragammo to zapach piżmowy, kremowy, lekko mleczny. Otulający, ale nie przytłaczający. Bardzo czysty, intymny, wręcz fizjologiczny. Przypomina mi nieco Lacoste pour femme. Złotą Lacoste bardzo lubię, ale po wielu testach stwierdziłam, że jest zbyt delikatna i zbyt mało trwała. Ferragamo o dziwo wydaje się mieć lepszą projekcję i zaskakująco porządną trwałość - był bardzo dobrze wyczuwalny po około 8 godzinach noszenia (potem poszłam się umyć ;)), co na mojej kapryśnej skórze jest pewnie równe 20 godzinom na normalnej osobie ;) Pachnie w sumie dosyć liniowo, przez cały czas podobnie. Myślę, że to idealny zapach dla osób lubiących niedominujące, dyskretne zapachy dobrze współgrające z naturalnym zapachem kobiety. Idealny na codzień, jestem pewna, że nie będzie drażnił otoczenia, a z drugiej strony nie jest banalny i oklepany. Dla mnie jest jednak zbyt cielesny, brakuje mu pazura, jakiejś szczypty kontrowersji...    
     Z duża nadzieją podeszłam do testów Chloe Eau De Parfum Intense. Gwiazdą zeszłej zimy stała się dla mnie klasyczna Chloe i po cichu liczyłam na powtórkę z rozrywki. zainteresowałam się tym zapachem, kiedy w jakiejś recenzji ktoś zarekomendował go, jako zapach indyjskiego sklepu z kadzidłami. Wyobraziłam sobie dymną, jesienną różę, gęstą i oleistą. Niestety, Chloe Intense to  dla mnie kompozycja zbyt pudrowa, a za mało oleista właśnie. Nie czuję jej ciężaru, a chciałabym podczas noszenia mieć wrażenie, że mnie oblepia i krępuje mi ruchy. No i ta różyczka zdecydowanie za mało się dymi. To wciąż klasyczna Chloe, tylko przykryta warstwą pudru i odarta z odświeżających owoców. Ładne to, ale sama sobie chyba nie kupię. Dymna róża wciąż poszukiwana...
     Ostatni na liście jest zapach Bottega Veneta edp. Ta kompozycja to dla mnie chyba największe rozczarowanie, bo przekonana byłam, że po ostatniej fascynacji szyprowością, okaże się pewniakiem. Perfumy te wybrzmiewają na  mnie zbyt spokojne, zbyt liniowo i zbyt delikatne. Nie czuję ich mocy ani wyrazu. Sama kompozycja jest ładna, czuję w niej delikatne kwiaty na stonowanej szyprowo-skórzanej bazie, ale brak tu jakiegoś kopa, zwrócenia na siebie uwagi. Jest przyskórnie, bezpiecznie i od początku do końca tak samo. Nie wykluczam, że flaszka kiedyś trafi w moje ręce, przez ogólny deficyt nut szyprowych na rynku, ale szczerze mówiąc, zawartość nie wydaje mi się warta wygórowanej ceny. Tak jak w przypadku Living czułam, że ktoś poświęcił czas na odpowiednie zmieszanie składników, tak tutaj czuję, że mógł spreparować je student perfumiarstwa na poprawne zaliczenie kolokwium z współczesnych szyprów.

Cóż, póki co mój portfel się cieszy, bo żadna z testowanych kompozycji nie została oznaczona etykietką "pilnie kupić" ;).

poniedziałek, 5 października 2015

Jesienność w perfumach AD 2016

Kocham lato, ale kiedy nadchodzi jesień szczerze cieszę się z możliwości odkopania w zapasach ulubionych zapachów, które noszę zazwyczaj w chłodniejszych porach roku. Z jesienną aurą szczególnie dobrze  dogadują się trzy zapachy z mojej kolekcji: piękna Elle, wytworna La Panthere i elegancka Aura...


Aura edp Loewe kojarzy mi się z jesienną słotą, żółtymi liśćmi i wilgotnym, przeszytym mgłą powietrzem. Jest zapachem niezwykle eleganckim i przepięknie rozwijającym się na skórze. ..


Używam Aury w dużych ilościach, bo uwielbiam kiedy snuje się za mną obłok tego cudownego zapachu. Jest to zapach wytrawny, mocno-pieprzny i mocno-różany. To bardzo zmysłowe perfumy...


Pisząc o Aurze "zmysłowa" strzeliłam sobie w stopę, bo nie mam pojęcia, jak wobec tego określić La Panthere Cartiera. Ten zapach to kwintesencja słowa zmysłowość - jest niezwykle intymny, fizjologiczny i wyjątkowo seksowny. Oczywiście to szypr, więc nie oczekujcie seksowności wynikającej z przedawkowania wanilii... Pantera to klasa i szyk.


Na szyprowej bazie wyczuwam intensywne miodowe nuty, pochodzące pewnie z suszonych owoców, obecnych w składzie. Mój nos wyłapuje też kremową, otulającą gardenię. Zresztą nie tylko mnie zachwyciła Panterka - jak widzicie na zdjęciu, ciągnie swój do swego ;)


Ostatnią gwiazdą jesieni została Elle edt Yves Saint Laurent. Nie jest to może tak głeboka i szykowna kompozycja, jak dwie przedstawione wyżej, ale jej wyjątkowa drzewność skradła moje serce. Od dawna szukałam perfum opartych na paczuli, róży i pieprzu, ale dopiero Elle zgrywa się doskonale z moją skórą i wybrzmiewa na niej ciepło i otulająco, a nie piwniczno-ziołowo...



A Wy co wybieracie...


...drzewność Elle, szyprowość La Panthere czy skórzaność Aury???



poniedziałek, 14 września 2015

Bye bye czyli perfumy na wylocie cz. II

W tym miesiącu, po rozważeniu wszystkich za i przeciw uszczupliłam moją kolekcję o kolejne dwa flakoniki. Nie martwcie się jednak, kandydatów na zwolnione na półce miejsca jest wielu, a w sekrecie zdradzę Wam, że jeden już czeka w paczkomacie (też kochacie te urządzenia???). A tymczasem w podróż do nowych właścicieli ruszają:

1. Trussardi Donna edp

Zapach, który ujął mnie jakiś czas temu, mimo iż nie był totalnie "mój". W zeszłym roku nosiłam go namiętnie w lecie, ale w tym sezonie poszedł w odstawkę i  w  ciągu minionych wakacji użyłam go może ze dwa razy (i to bez przekonania). Już kiedyś pisałam o tych perfumach - kojarzą mi się z piciem drinków prosto z kokosa na tropikalnej plaży i ciałem nasmarowanym olejkiem do opalania. Wyczuwam w nich przede wszystkim kwiat pomarańczy i inne orientalne kwiaty skąpane w bazie z nienachalnej, niespożywczej wanilii. To zapach słodki, ale nie duszny, nie przytłaczający, a wanilia, której zazwyczaj unikam w tym przypadku się sprawdza i ciekawie podkreśla orientalność Donny. Nadal uważam, że to śliczne i oryginalne perfumy, będące malo popularną alternatywą dla sezonówek Escady, ale nie zajmują szczegolnego miejsca w moim sercu (ani w nosie ;)) i bez żalu się z nimi rozstaję. Długo argumentem przeciwko ich wydaniu była przepiękna, ciężka buteleczka, ale cóż - szkoda, by zawartość się przeterminowała i zepsuła...



2. Guerlain La Petite Robe Noir edp

Z tym zapachem łączy mnie dużo więcej niż z Donną i z decyzją o ich sprzedaży zmagałam się  od długiego czasu. La Petite Robe Noir to jedne z pierwszych perfum, jakie urzekły mnie na mojej perfumomaniackiej drodze i ze wzruszeniem wspominam pierwszą próbkę tego zapachu, dołączoną do zakupów w Sephorze.  To pięknie skomponowane perfumy, autorstwa jednego z najzdolniejszych współczesnych perfumiarzy - Thierry'ego Wassera, ale czas pokazał, że kiedy mam wybór, decyduję się na inne zapachy. Mała Czarna pachnie orientalnie, słodko, zawiesiście i ciężko. Dla mnie chyba niestety za słodko i za ciężko. Mam je prawie dwa lata, a zużycie jest znikome. Trzymałam je z myślą o specjalnych okazjach, ale obecnie na wielkie wyjścia wybieram Aliena i LPRN stoją zupełnie nieużywane. O ile buteleczka Donny jest cudna, tak buteleczka Małej Czarnej jest po prostu małym arcydziełem i bardzo  żałuję, że nie mieści w sobie woni bardziej w moim stylu. Być może potestuję w najbliższym czasie wersję edt, bo z tego co pamiętam jest ona przyjemnie lukrecjowo-wiśniowa, ale pozbawiona wanilii i dużo lżejsza od edp.



środa, 26 sierpnia 2015

Kupione-nietrafione część III - zapachy kupione "w ciemno"

Pamiętam siebie z czasów przed perfumomaniactwem (swoją drogą nie było to tak dawno temu ;)). Kiedy ulubiony flakonik perfum (tak, liczba pojedyncza to nie przejęzyczenie - JEDEN flakonik ;)) nieubłagalnie stawał się coraz bardziej pusty, wyruszałam na długoterminowe pielgrzymki do perfumerii. Spędzałam tam zazwyczaj srogie godziny, zawracając głowy wszystkim możliwym konsultantkom i wylewając na siebie wiadra testerów - byleby tylko wybrać idealny dla mnie zapach i nie wtopić kasy. Jak jest dziś? Nie muszę mówić, każda szanująca się perfumomaniaczka zna to uczucie, kiedy czytając recenzje i analizując poszczególne nuty ogrania ją poczucie, że odkryła właśnie ZAPACH SWOJEGO ŻYCIA i nie ma absolutnie żadnej szansy, by z zakupem wstrzymać się choć jeden dzień, do czasu przetestowania zapachu w perfumeriii - wszak zawsze akurat da się znaleźć w internecie jakąś NIEBYWAŁĄ OFERTĘ i przepuszczenie jej byłoby grzechem. W 99% przypadków okazuje się, że oczywiście wyobrażenie o zapachu jest diametralnie różne od rzeczywistości. Na szczęście w wielu przypadkach powstrzymuję się w czas i kończę na zakupach próbek lub odlewek. Niekiedy jednak perfumowa chcica bierze górę nad instynktem samozachowawczym i przyznaję bez bicia, że wiele razy wtopiłam sporą kasę w zakupy w ciemno. Oto kilka moich sztandarowych i pamiętanych przeze mnie wyjątkowo dotkliwych wtop:

CHOPARD MADNESS

Natrafiłam na ten zapach, kiedy szukałam mniej skórzanej wersji Aury Loewe. W internecie perfumy Choparda wychwalano pod niebiosa, wskazując, że to prawdziwe, różane szaleństwo. Już wtedy powinna zapalić mi się lampka ostrzegawcza - wszak róża to nie jest mój ulubiony kwiat w perfumach. Jako że zapach jest już unikatem, kiedy natrafiłam na aukcję w przyzwoitej cenie, ne mogłam powstrzymać moich palców przed kliknięciem uroczej, czerwoniutkiej flaszki. Kiedy kilka później przesyłka dotarła, zdaje się, że nawet nie dałam rady użyć Madness globalnie. Zamiast zadziornych, dzikich różyczek przyprawionych pieprzem i ułożonych na suchej, drewnianej bazie, dostałam 100% zapach leciwego olejku bułgarskiego... Najbardziej klasyczny przykład róży, której niecierpię, jaki tylko mogę sobie wyobrazić... Flaszka w oka mgnieniu opuściła moje włości, ale że był to unikat, przynajmniej nie wtopiłam kasy i sprzedałam go jeszcze z zyskiem ;)

F by FERRAGAMO SALVATORE FERRAGAMO

Uwielbiam dom mody Ferragamo i obok żadnej propozycji perfumeryjnej tej marki nie przechodzę obojętnie. Większość zapachów mogę spokojnie potestować w Sephorze, ale niestety kuszące mnie swego czasu intensywnie F by Ferragamo od wielu lat nie są już dostępne w Polsce. Za zapach mojego życia uznałam je, kiedy jedna z forumowych koleżanek wychwalała ich domniemaną porzeczkowość. Ja byłam wtedy akurat świeżo po gorzkiej przygodzie z Manifesto (KLIK) i pragnęłam ukoić serce jakimś udanym wcieleniem tego owocu. Dość długo powstrzymywałam się jednak przed zakupem w ciemno. Uległam dopiero, gdy jedna z czołowych internetowych perfumerii wystawiła flaszki 30 mililitrów w super okazyjnej cenie. Coś około 30 zł. Pomyślałam, że tyle mogę wtopić. Niestety, podczas realizacji zamówienia odebrałam telefon, w którym poinformowano mnie, że zapas małych F się wyczerpał, ale mogę w okazyjnej cenie (a jakże :P) nabyć 90 ml... No cóż -  ciekawe, czy Wy byście odmówili :P... Kiedy flaszka znalazła się w moich rękach, ochoczo spryskałam się jej zawartością i... z prędkością strusia pędziwiatra pognałam pod prysznic ;). Zamiast drzewnej porzeczki otrzymałam zapach klasycznego proszku do prania. Ostrego, taniego, wiercącego dziurę w głowie. Perfumy znalazły szybko nową właścicielkę, a ja trochę żałuję, że je sprzedałam, bo buteleczka F jest fenomenalna - jedna z najpiękniejszych flaszek, jakie miałam w rękach... No ale cóż - chyba nigdy w życiu nie czułam, że pachnę tak tanio i sztucznie jak po użyciu F by Ferragamo...

PARISIENNE EDT YVES SAINT LAURENT
Kocham z całego serca Parisienne w wersji perfumowanej i uwielbiam szczerze wszelkie zimowe flankiery tego zapachu. Niestety, totalnie nie sprawdzają się one u mnie wiosną i latem, potrzebuję wtedy czegoś lżejszego. Kiedy w internecie wyczaiłam w okazyjnej cenie Paryżankę w wersji EDT, momentalnie wrzuciłam ją do koszyka i oczyma wyobraźni czułam już jej zieloność, świeżość i niebanalność. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast ciekawej interpretacji jednego z moich ulubionych zapachów, otrzymałam flakon z... popłuczynami po oryginale. EDT to dla mnie mililitr EDP rozcieńczony po brzegi wodą. Takie rozwodnione, pozbawione wyrazistości niewiadomo co. Cóż, z uroków Parisienne korzystam jedynie jesienią i zimą, bo EDT szybko została puszczona dalej w świat.



To tylko kilka wtop, które utkwiły mi w pamięci. W ciągu ostatnich miesięcy rozczarowałam się też srogo na kupionych w ciemno Elie Saab EDP Intense i Alien Aqua Chic, ale o tych wypadkach może opowiem, kiedy indziej... Zastanawiam się też, czy potrafię wskazać zapach, który kupiłam bez testowania, a który okazał się strzałem w dziesiątkę (albo chociaż w piątkę ;)) i niestety, chyba takiego nie było ;). Obecnie kusi mnie Chloe Intense :P

zdjęcia: fragrantica.pl

niedziela, 9 sierpnia 2015

Moje perfumy - lato 2015

W tym roku za bardzo nie szalałam z testami ani zakupami przed latem. Flaszki, które dokupiłam upatrzone miałam już od dawna. Moje wakacyjne perfumy muszą być oczywiście lekkie i  zwiewne, ale też niezbyt "odświeżaczowe". Odpadają też klasyczne letnie "kompociki", bo zdecydowanie odrzucam w tej porze roku słodycz i wybieram zieloność, kwaskowość i aromatyczność. Jak zawsze stawiam na wyjątkowe zapachy z serii Aqua Allegoria, które doskonale sprawdzają się w upalne dni i uzupełniam zestawienie przestrzennymi, kwiatowymi kompozycjami, które będą idealne na wakacyjne wieczory. Oto moja ulubiona ostatnio czwórka 'wspaniałych':



Chloe, L'eau de Chloe

kategoria: szyprowo-kwiatowa
nuty głowy: cytrusy, grejpfrut, cytron, brzoskwinia
nuty serca: róża, woda różana, fiołek
nuty bazy: żywica bursztynowa, cedr, paczula


Cudowne, zielone perfumy Chloe są ze mną już drugie wakacje z rzędu i jestem pewna, że prędko się z nimi nie rozstanę. Zapach ukryty w prześlicznym flakoniku nie spodoba się jednak każdemu - jest dość specyficzny i mocno retro. Pachnie trawiasto, ziołowo, lekko różanie i bardzo zielono.  Odświeża i orzeźwia, ale jednocześnie dodaje klasy i elegancji letnim stylizacjom. Moje 100 ml kupiłam za 150 zł (pachnidełko.pl)


Guerlain, Aqua Allegoria, Limon Verde


kategoria: cytrusowo-aromatyczne
nuty głowy: lima
nuty serca: trzcina cukrowa, figa, tropikalny owoc, nuty zielone
nuty bazy: fasolka tonka

Producent opisuje Limon Verde jako zapach drinka popijanego w  gąszczu amazońskiej dżungli i ja się z tym zgadzam. Zapach jest naturalnie słodki, mocno zielony i cytrusowy w bardzo niespotykany sposób. Ja wyczuwam w tej odsłonie Aqua Allegorii przede wszystkim roztartą w rękach limonkową skórkę i niedojrzałe, skryte pośród mokrego listowia figi. Myślę, że to bardzo oryginalne i wyróżniające się spośród letnich limitowanek perfumy. Doskonale sprawdzają się w ciepłe dni. Moja butelka pochodzi z Sephory - podczas sporej wyprzedaży udało mi się kupić 75 ml za 150 zł.



Guerlain, Aqua Allegoria, Pamplelune

kategoria: cytrusowo-aromatyczne
nuty głowy: grejpfrut, bergamotka
nuty serca: liść czarnej porzeczki, neroli, petitgrain
nuty bazy: paczula, wanilia

Po zużyciu wielu odlewek zakupiłam w końcu całą butlę  chyba najbardziej kontrowersyjnej Aqua Allegorii.. Wiele osób porównuje tę wodę do kociego moczu, a ja przecieram oczy ze zdumienia nad tym, jak różnie interpretować można jeden zapach. Dla mnie Pamplelune to zapach gorzkich grejpfrutów, naturalnej paczuli i roztartych w dłoniach porzeczkowych liści. Kojarzy mi się z ogrodem. Muszę też przyznać, że niesamowicie schładza ciało w upały i gdy temperatura sięga powyżej 30 stopni z reguły sięgam właśnie po nią. Ta prześliczna buteleczka dostąpiła też zaszczytu pojechania ze mną na wakacje na Południe Europy i teraz będzie mi się już zawsze bardzo miło kojarzyć. Absolutny letni klasyk! Mój egzemplarz pochodzi z allegro (sprawdzony sprzedawca) i za 75 ml zapłaciłam ok. 180 zł.


Givenchy, Ange ou Demon Le Secret, edp

kategoria: kwiatowe
nuty głowy: cytryna, liść herbaty, żurawina
nuty serca: jaśmin, lilia wodna, piwonia
nuty bazy: białe piżmo, białe drzewa, paczula

Kiedy Słońce chyli się ku Zachodowi, a popołudniowy skwar ustępuje miejsca ciepłemu wieczorowi najchętniej sięgam po cudowne perfumy marki Givenchy. Ange ou Demon Le Secret to zapach świetlisty, przestrzenny, czysty, a do tego bardzo oryginalny i niebanalny. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to jedna z najlepszych interpretacji jaśminu, jaką miałam okazję testować. Jak wiadomo ten piękny kwiat  potrafi niesamowicie męczyć i przyduszać, ale tutaj wybrzmiewa wyjątkowo delikatnie, zwiewnie i świeżo - zapewne dzięki odświeżeniu go zieloną herbatą i cytrusowością. Nie potrafię wyobrazić sobie zapachu, który bardziej pasowałby do wieczornego spaceru brzegiem plaży czy ogrodowej imprezy po zmroku. Moje 100 ml zakupiłam za około 220 zł (perfumeria.pl).


środa, 29 kwietnia 2015

Moje perfumy - wiosna 2015

Jak mogliście zauważyć w poprzednim poście, testowałam przed nadejściem cieplejszej pory roku wiele zapachów. Niestety, perfumowe nowości jakoś niespecjalnie mi podeszły i tej wiosny, o dziwo, wróciłam do kilku flakonów, których niegdyś  pozbyłam się z kolekcji. Moje wiosenne pachnidła są mocno kwiatowe, ale przełamane dość sporą dozą świeżości. Tego typu kompozycje nie sprawdzą się latem, bo mają tendencje do przyduszania, ale uważam, że doskonale komponują się z pierwszymi promieniami Słońca i wspaniale rozkwitają właśnie wiosną. Oto bohaterowie ostatnich tygodni:




Guerlain, Aqua Allegoria, Flora Nymphea, edt

W teorii:
kategoria: kwiatowa
nuty głowy: nuty zielone, czerwone owoce
nuty serca: miód, jaśminowiec, kwiat pomarańczy
nuty bazy: nuty drzewne, piżmo

W praktyce:
Flaszkę Guerlain odkopałam z szuflady po zimie i od razu odrodziła się moja miłość do tej kompozycji. Flora Nymphea to eksplozja wiosenno-letnich kwiatów przełamanych nutą kwiatowego, świeżego miodu. Nie czuję tu jednak typowych perfumeryjnych kwiatów, a raczej takie typowo ogrodowe: nagietki, margaretki, turki. Dla mnie to zapach nieco dzikiego ogrodu, wiosennej łąki. Jest dość mocny i charakterny. Co ciekawe, w nutach znajdziemy kwiat pomarańczy i jaśminowiec, które razem tworzą często duszne i ciężkie kompozycje nie do przejścia dla mojego świeżako-lubnego nosa - tutaj jednak rozkwitają zupełnie inaczej niż na ogół. Mimo iż w mojej buteleczce znajduje się jeszcze dość dużo perfum, myślę o porobieniu zapasów tego cuda. Flora Nymphea to zapach już niestety wycofany, ale póki co można go nabyć w internetowych perfumeriach w dość atrakcyjnych cenach. Moja kosztowała 150 zł na iperfumy.pl (125 ml).




Marc Jacobs, Daisy, edt

W teorii:
kompozycja: kwiatowo-drzewno-piżmowa
nuty głowy: liście fiołka, czerwony grejpfrut
nuty serca: gardenia, jaśmin, fiołek
nuty bazy: wanilia, piżmo, białe drzewa

W praktyce:
Do mojej kolekcji triumfalnie powróciła Stokrotka Marca Jacobsa. Pisałam Wam wcześniej, że uwielbiam ten zapach, ale znika ze mnie po 15 minutach. Muszę jednak przyznać, że w tym roku Daisy jest dla mnie bardzo łaskawa, bo czuję ją dobre 4-5 godzin, a i otoczenie daje znać, że "ładnie pachnę" po długim czasie od aplikacji. Yupi!!! Szalenie cieszę się z tego faktu, bo uwielbiam tę kwiatowo-drzewną, lekko słodką, nieco kremową kompozycję. Jest delikatna, świeża, ale charakterystyczna. Ma w sobie tę urzekającą nieco truskawkową nutę, która rozkłada mnie na łopatki. Kojarzy się z młodością, czystością, radością, może nawet z dzieciństwem, z czasem,  kiedy wszystko było proste, a dni mijały beztrosko na bieganiu po łące i pleceniu  wianków z mleczy. Czytałam recenzję, której autorka pisała, że tak pachnie szczęście i ja się z nią zgadzam. Moją setkę Daisy nabyłam u sprawdzonego sprzedawcy na allegro za około 180 zł (100 ml).




Guerlain, Idylle, edt

W teorii:
kompozycja: kwiatowa
nuty: piwonia, jaśmin, róża, konwalia, bez, piżmo

W praktyce:
Idylle to zapach, który nie spodoba się każdemu. Jest bardzo mocno kwiatowy, przyduszający i myślę, że część osób sklasyfikuje go jako "dla starszej pani". Ja również długi czas nie mogłam go oswoić i mimo iż uwielbiałam wąchać go z buteleczki, nie byłam w stanie nosić go globalnie. Tej wiosny poczułam jednak, że chcę dać mu szansę i nie żałuję tego. Idylle to perfumy dosyć kwiaciarniane, nie czuję w nich łąki czy ogrodu, a właśnie sklep z kwiatami pełen mokrych, ściętych kwiatów stojących w wielkich wiadrach. Nie ma tu zbyt wielu świeżych nut i w cieplejsze dni lepiej omijać to pachnidło z daleka. Kiedy jednak temperatura jest nie za wysoka, czuję się wspaniale nosząc na sobie ten olbrzymi bukiet mocno pachnących kwiatów. Poczujecie tu przede wszystkim fioletowe bzy i konwalie, pachnące bardzo naturalnie, niewiele tu chemii. Zapach jest dość zimny, a przez swoją niczym nieprzełamaną duszną kwiatowość może kojarzyć się z pogrzebem ;) Flakon jest przepiękny! Moja flaszka pochodzi z perfumerii tagomago.pl i kosztowała 125 zł (50 ml).



Trussardi, Delicate Rose, edt

W teorii:
kategoria: kwiatowo-owocowa
nuty głowy: kumkat, yuzu, bambus
nuty serca: jabłko, lotos, jaśmin, róża
nuty bazy: piżmo, nuty drzewne, drzewo sandałowe, cedr

W praktyce:
Delicate Rose to jedno z moich największych zapachowych zaskoczeń. Rzadko podobają mi się zapachy, które z definicji oparte są na róży, ale perfumy Trussardi nie przypominają w ogóle innych kompozycji z tej kategorii! Różyczka podana jest tutaj z bardzo charakterystycznymi, kwaśnymi owocami, które dodają jej charakteru i sprawiają, że pachnie nieco zadziornie, nieoczywiście. Do tego w tle czuć bardzo przyjemną, nienachalną drzewność, która  uszlachetnia ten zapach. Wiele osób porównuje te perfumy do Chloe Roses, ale według mnie do krzywdzące porównanie dla zapachu z domu mody Trussardi. Chloe to właśnie takie delikatne różyczki i nic więcej, a Delicate Rose są zdecydowanie bardziej charakterystyczne, głębsze i mniej oczywiste. Jak widzicie moja maleńka buteleczka zmierza ku końcowi, ale jestem przekonana, że kiedy ją zdenkuję, kupię sobie całą setkę! Za ten okaz zapłaciłam około 130 zł (30 ml) w perfumerii nowaperfumeria.pl, ale to było jakiś czas temu, kiedy zapach wchodził na rynek. Obecnie za tę cenę można pewnie nabyć większą pojemność.




Zdarza mi się jeszcze dość często pachnieć Perłami Lalique, Eclat D'arpege i  Chloe Love, ale jednak powyższe kompozycje zdominowały ostatnie tygodnie. A jak u Was? Jakieś nowości specjalnie na wiosnę czy stawiacie na te same perfumy niezależnie od pory roku?






poniedziałek, 23 marca 2015

Bye, bye czyli perfumy na wylocie

Nie chcę kolekcjonować perfum, nie zamierzam trzymać u siebie perfum, które nie są moimi ukochanymi i których nie uważam za najpiękniejsze. W moim zbiorze trwa ciągła rotacja i tylko nieliczne zapachy mają zapewnione w nim stałe miejsce i mogą spać spokojnie. W poprzednim poście mówiłam Wam o szykowaniu się na wiosenne zakupy - towarzyszyły im też wiosenne porządki i oczyszczenie kolekcji z zapachów, które nie sprawdziły się u mnie albo przestały być "moje". Oto flaszki "na wylocie":


1. Gucci, Flora by Gucci, Gorgeous Gardenia




Opisywałam je w ulubionych zimowych zapachach, ale chyba, niestety, mimo częstego używania, nie do końca się u mnie sprawdziły, . Pachną obłędnie z flakonu i z bleterka, ale niestety na mojej skórze znika ich musujące, migoczące brzmienie i stają się płaskie i po prostu sztucznie słodkie. Zbyt chemiczne i plastikowe. Pewnie, mogłabym sobie zostawić tę resztkę na dnie do wąchania od czasu do czasu, ale z drugiej strony może na kimś innym będą pachnieć ładniej i bardziej naturalnie.
















2. Lancome, Tresor in love






Tresor in love to naprawdę śliczny zapach. Jest delikatnie słodki, ale nie przytłaczajacy, lekki, musujący, takie jakby owoce w szampanie. Wydaje się idealnie skomponowaną propozycją dla młodych dziewczyn. Do tego nie jest pospolity - pachnie wyjątkowo i rozpoznawalnie. Muszę przyznać, że za żaden zapach nie otrzymałam w życiu tylu komplementów! Niemal każdy mężczyzna zwraca na niego uwagę. Dlaczego więc wylatuje z mojej kolekcji? Bo niemal go nie używam, nie jest MÓJ, ciężko to wyjaśnić, po prostu nie czuję z nim chemii. Ale gorąco polecam jego testy, myślę, że może spodobać się wielu osobom :)












3. Jimmy Choo Exotic



Perfumy Jimmy Choo Exotic to stosunkowo nowy zakup i jak widzicie, zużycie jest niewielkie. Testowałam je wiele miesięcy temu w perfumerii i bardzo mi się spodobały. Kilka tygodni temu zobaczyłam je w bardzo atrakcyjnej cenie i zdecydowałam się za zakup. Jest to piękny, oryginalny zapach owocowych sorbetów podszytych charakterystycznymi nutami egzotycznych kwiatów i suchej paczuli, typowych dla kompozycji Jimmy'ego Choo. Niestety, perfumy też nie są MOJE i nie czuję się w nich komfortowo. Po prostu ja tak nie pachnę ;) Bye, bye Jimmy!









4. Elie Sabb Le Parfum Intense




Tak jak poprzednie zapachy mogłam bez problemu nosić i uważam je za ładne, tak Elie Saab w tej wersji to dla mnie wielkie nieporozumienie. Przyznaję bez bicia, kupiłam je w ciemno... Liczyłam, że skoro podstawowa wersja Elie Saab znika ze mnie za szybko i ekspresowo się rozmydla, to w wersji Intense znajdę tak poszukiwaną przeze mnie głębię i mnóstwo kwiatowego miodu. Ponieważ zauważyłam je na allegro w niesamowicie atrakcyjnej cenie kliknęłam od razu, bez testów... Zapach niestety znacznie się różni od klasyka i wzmocniony jest przede wszystkim kwiatem ylang ylang, który potrafi dla mnie zepsuć każdą kompozycję, nadając całości babcinego, duszącego charakteru. Elie Saab Le Parfum Intense lecą już do nowego właściciela, a ja po raz kolejny mam nauczkę, by nie kupować perfum bez testów ;) (Flakon jest cudowny!)