poniedziałek, 14 września 2015

Bye bye czyli perfumy na wylocie cz. II

W tym miesiącu, po rozważeniu wszystkich za i przeciw uszczupliłam moją kolekcję o kolejne dwa flakoniki. Nie martwcie się jednak, kandydatów na zwolnione na półce miejsca jest wielu, a w sekrecie zdradzę Wam, że jeden już czeka w paczkomacie (też kochacie te urządzenia???). A tymczasem w podróż do nowych właścicieli ruszają:

1. Trussardi Donna edp

Zapach, który ujął mnie jakiś czas temu, mimo iż nie był totalnie "mój". W zeszłym roku nosiłam go namiętnie w lecie, ale w tym sezonie poszedł w odstawkę i  w  ciągu minionych wakacji użyłam go może ze dwa razy (i to bez przekonania). Już kiedyś pisałam o tych perfumach - kojarzą mi się z piciem drinków prosto z kokosa na tropikalnej plaży i ciałem nasmarowanym olejkiem do opalania. Wyczuwam w nich przede wszystkim kwiat pomarańczy i inne orientalne kwiaty skąpane w bazie z nienachalnej, niespożywczej wanilii. To zapach słodki, ale nie duszny, nie przytłaczający, a wanilia, której zazwyczaj unikam w tym przypadku się sprawdza i ciekawie podkreśla orientalność Donny. Nadal uważam, że to śliczne i oryginalne perfumy, będące malo popularną alternatywą dla sezonówek Escady, ale nie zajmują szczegolnego miejsca w moim sercu (ani w nosie ;)) i bez żalu się z nimi rozstaję. Długo argumentem przeciwko ich wydaniu była przepiękna, ciężka buteleczka, ale cóż - szkoda, by zawartość się przeterminowała i zepsuła...



2. Guerlain La Petite Robe Noir edp

Z tym zapachem łączy mnie dużo więcej niż z Donną i z decyzją o ich sprzedaży zmagałam się  od długiego czasu. La Petite Robe Noir to jedne z pierwszych perfum, jakie urzekły mnie na mojej perfumomaniackiej drodze i ze wzruszeniem wspominam pierwszą próbkę tego zapachu, dołączoną do zakupów w Sephorze.  To pięknie skomponowane perfumy, autorstwa jednego z najzdolniejszych współczesnych perfumiarzy - Thierry'ego Wassera, ale czas pokazał, że kiedy mam wybór, decyduję się na inne zapachy. Mała Czarna pachnie orientalnie, słodko, zawiesiście i ciężko. Dla mnie chyba niestety za słodko i za ciężko. Mam je prawie dwa lata, a zużycie jest znikome. Trzymałam je z myślą o specjalnych okazjach, ale obecnie na wielkie wyjścia wybieram Aliena i LPRN stoją zupełnie nieużywane. O ile buteleczka Donny jest cudna, tak buteleczka Małej Czarnej jest po prostu małym arcydziełem i bardzo  żałuję, że nie mieści w sobie woni bardziej w moim stylu. Być może potestuję w najbliższym czasie wersję edt, bo z tego co pamiętam jest ona przyjemnie lukrecjowo-wiśniowa, ale pozbawiona wanilii i dużo lżejsza od edp.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz