poniedziałek, 23 marca 2015

Bye, bye czyli perfumy na wylocie

Nie chcę kolekcjonować perfum, nie zamierzam trzymać u siebie perfum, które nie są moimi ukochanymi i których nie uważam za najpiękniejsze. W moim zbiorze trwa ciągła rotacja i tylko nieliczne zapachy mają zapewnione w nim stałe miejsce i mogą spać spokojnie. W poprzednim poście mówiłam Wam o szykowaniu się na wiosenne zakupy - towarzyszyły im też wiosenne porządki i oczyszczenie kolekcji z zapachów, które nie sprawdziły się u mnie albo przestały być "moje". Oto flaszki "na wylocie":


1. Gucci, Flora by Gucci, Gorgeous Gardenia




Opisywałam je w ulubionych zimowych zapachach, ale chyba, niestety, mimo częstego używania, nie do końca się u mnie sprawdziły, . Pachną obłędnie z flakonu i z bleterka, ale niestety na mojej skórze znika ich musujące, migoczące brzmienie i stają się płaskie i po prostu sztucznie słodkie. Zbyt chemiczne i plastikowe. Pewnie, mogłabym sobie zostawić tę resztkę na dnie do wąchania od czasu do czasu, ale z drugiej strony może na kimś innym będą pachnieć ładniej i bardziej naturalnie.
















2. Lancome, Tresor in love






Tresor in love to naprawdę śliczny zapach. Jest delikatnie słodki, ale nie przytłaczajacy, lekki, musujący, takie jakby owoce w szampanie. Wydaje się idealnie skomponowaną propozycją dla młodych dziewczyn. Do tego nie jest pospolity - pachnie wyjątkowo i rozpoznawalnie. Muszę przyznać, że za żaden zapach nie otrzymałam w życiu tylu komplementów! Niemal każdy mężczyzna zwraca na niego uwagę. Dlaczego więc wylatuje z mojej kolekcji? Bo niemal go nie używam, nie jest MÓJ, ciężko to wyjaśnić, po prostu nie czuję z nim chemii. Ale gorąco polecam jego testy, myślę, że może spodobać się wielu osobom :)












3. Jimmy Choo Exotic



Perfumy Jimmy Choo Exotic to stosunkowo nowy zakup i jak widzicie, zużycie jest niewielkie. Testowałam je wiele miesięcy temu w perfumerii i bardzo mi się spodobały. Kilka tygodni temu zobaczyłam je w bardzo atrakcyjnej cenie i zdecydowałam się za zakup. Jest to piękny, oryginalny zapach owocowych sorbetów podszytych charakterystycznymi nutami egzotycznych kwiatów i suchej paczuli, typowych dla kompozycji Jimmy'ego Choo. Niestety, perfumy też nie są MOJE i nie czuję się w nich komfortowo. Po prostu ja tak nie pachnę ;) Bye, bye Jimmy!









4. Elie Sabb Le Parfum Intense




Tak jak poprzednie zapachy mogłam bez problemu nosić i uważam je za ładne, tak Elie Saab w tej wersji to dla mnie wielkie nieporozumienie. Przyznaję bez bicia, kupiłam je w ciemno... Liczyłam, że skoro podstawowa wersja Elie Saab znika ze mnie za szybko i ekspresowo się rozmydla, to w wersji Intense znajdę tak poszukiwaną przeze mnie głębię i mnóstwo kwiatowego miodu. Ponieważ zauważyłam je na allegro w niesamowicie atrakcyjnej cenie kliknęłam od razu, bez testów... Zapach niestety znacznie się różni od klasyka i wzmocniony jest przede wszystkim kwiatem ylang ylang, który potrafi dla mnie zepsuć każdą kompozycję, nadając całości babcinego, duszącego charakteru. Elie Saab Le Parfum Intense lecą już do nowego właściciela, a ja po raz kolejny mam nauczkę, by nie kupować perfum bez testów ;) (Flakon jest cudowny!)

niedziela, 8 marca 2015

Testowanie - luty 2015 - w poszukiwaniu wiosennej czystości

Przygotowania do wiosny czas zacząć! Po chwilowej fascynacji zimowymi, cięższymi brzmieniami postanowiłam odświeżyć moją perfumową garderobę  i poszukać bardziej lekkich, zwiewnych i świeżych zapachów. Zachciało mi się piżma, kwiatów, czystości! Zakupiłam arsenał próbek na allegro i przystąpiłam do testów:


     Na pierwszy ogień poszla Balenciaga Florabotanica. Liczyłam na czysty, chłodny, zielony zapach. Miał być organiczny, prosty i wyjątkowy. Niestety, strasznie się rozczarowałam. Florabotanica brzmiała na mnie zbyt różanie i dosyć pospolicie, nie zauważyłam w tym zapachu nic niezwykłego. 
     Ponieważ moim ukochanym letnim zapachem jest L'eau de Chloe, a ukochanym zimowym w tym roku obwołałam Chloe edp, postanowiłam przetestować więcej perfum tej marki. Roses de Chloe nie powaliły mnie jednak na kolana. Jest to ładny, świeży, różany zapach, ale nie porwał mnie jakoś szczególnie. Dużo ładniejszą, świeższą i oryginalniejszą propozycją w tym typie jest Delicate Rose Trussardi, które to mam już w swojej kolekcji. Do tego zapach Trussardiego ma znacznie lepsze parametry użytkowe niż Chloe, która o dziwo znika ze skóry w ekspresowym tempie. 
     Przetestowałam też Chloe Love, które pachną dla mnie żonkilami i tulipanami. To śliczny i wyjątkowy zapach, ale jednak nie w moim typie. Wydaje się za mało świeży.
     Jeśli chodzi o Chloe, to w perfumerii testowałam też Chloe Love Story, ale zapach strasznie mnie rozczarował. Pachniał dla mnie jak rozwodnione Chloe edp - dosyć ładnie, ale mało oryginalnie.
     Wróciłam ponownie do testów Elie Saab La Parfum. Uwielbiam pierwsze kwiatowo-miodowe nuty tego zapachu, ale niestety dalej już nie jest tak różowo - miód szybko rozpływa się w chemicznych, zbyt mydlanych akordach i zapach nie rozwija się jakoś szczególnie. Niestety, chyba jednak na razie nie zdecyduję się na tę propozycję (szkoda, bo flakon piękny!).


     Nie wiem czemu, ale przez moment wydawało mi się, ze Chanel nr 5 w wersji Eau Premiere mogą okazać się dla mnie strzałem w dziesiątkę. Niestety, posiadają w sobie charakterystyczną, babciną nutę, która nie do końca do mnie przemawia. Są też zbyt słodkie, a za mało świeże. Jeśli chodzi o Chanel, to zamierzam jeszcze potestować 19 i Cristalle.
     Strzałem w dziesiątkę nie okazała się też nowość Cartiera - La  Panthere. To bardzo ładny, słodki, lekko szyprowy zapach, ale jednak nie do końca jest w moich klimatach, trochę za dużo słodkich owoców psuje mi odbiór całości.
     Po raz kolejny powróciłam do testów Idylle Guerlaina. Tym razem postawiłam na wersję edp. Jest to mocno kwiecisty, kwiaciarniany wręcz zapach, który za pewne strasznie poddusza w cieplejsze dni.  Nie wyobrażam go sobie nosić na co dzień, ale chyba w końcu skuszę się na jakąś małą pojemność na wyjątkowe okazje, bo Idylle pachnie obłędnie.


     Hehe, aresnał próbek Narciso Rodriguez to nie przypadek. Ubzdurałam sobie, że to piżmowe kwiecie powinno być dokładnie tym, czego szukam na wiosnę. Rozpoczęłam testy od bardzo polecanej wody toaletowej NR for her, która okazała się ładnym zapachem, ale ewoluującym w zbyt kremową, zbyt mleczną stronę. NR for her eau de parfum to z kolei brzydszy brat-bliźniak Idylle. Zapachy są bardzo podobne, ale Idylle wydaje mi się bogatszy, bardziej dominujący i jeśli mam wybierać to stawiam na kompozycję Guerlain. NR for her eau the parfum intense jest fajnie podbity wetywerią, chłodniejszy niż edt i edp i byłabym skłonna do zakupu większej ilości, gdyby nie pewien szkopuł - okropnie irytująca nuta w pierwszej fazie. To chyba podduszający, babciny, nieświeży kwiat ylang ylang, który zabił dla mnie już nie jedne perfumy ;). Na koniec przyszła pora na Narciso eau the parfum, które to chyba najbardziej mi podeszły. Są chłodne, męskie, podbite wetywierią. Wydają się czyste i świeże, fizjologiczne i intymne. Od zakupu powstrzymują mnie opinie otoczenia, że pachną jak szare mydło ;) Trochę średnio wydać 200 zł na perfumy, które nie pachną jak perfumy ;) Pożyjemy, zobaczymy...

***

     Jak widzicie, żaden z testowanych zapachów mnie nie olśnił. Póki co najbliższa jestem powrotowi do Daisy Marca Jacobsa, który jest dla mnie zapachem idealnym na wiosnę - świeżym, czystym, kwiatowym, lekko musującym, nie za słodkim, ale i nie za mydlanym. Czemu się jeszcze zastanawiam? W zeszłym roku pozbyłam się flakonu Daisy, bo obraziłam się na jej skandaliczną trwałość i fatalną projekcję... Muszę jeszcze przemyśleć, czy chcę wydać kupę pieniędzy na tak kapryśną Stokrotkę...