niedziela, 8 marca 2015

Testowanie - luty 2015 - w poszukiwaniu wiosennej czystości

Przygotowania do wiosny czas zacząć! Po chwilowej fascynacji zimowymi, cięższymi brzmieniami postanowiłam odświeżyć moją perfumową garderobę  i poszukać bardziej lekkich, zwiewnych i świeżych zapachów. Zachciało mi się piżma, kwiatów, czystości! Zakupiłam arsenał próbek na allegro i przystąpiłam do testów:


     Na pierwszy ogień poszla Balenciaga Florabotanica. Liczyłam na czysty, chłodny, zielony zapach. Miał być organiczny, prosty i wyjątkowy. Niestety, strasznie się rozczarowałam. Florabotanica brzmiała na mnie zbyt różanie i dosyć pospolicie, nie zauważyłam w tym zapachu nic niezwykłego. 
     Ponieważ moim ukochanym letnim zapachem jest L'eau de Chloe, a ukochanym zimowym w tym roku obwołałam Chloe edp, postanowiłam przetestować więcej perfum tej marki. Roses de Chloe nie powaliły mnie jednak na kolana. Jest to ładny, świeży, różany zapach, ale nie porwał mnie jakoś szczególnie. Dużo ładniejszą, świeższą i oryginalniejszą propozycją w tym typie jest Delicate Rose Trussardi, które to mam już w swojej kolekcji. Do tego zapach Trussardiego ma znacznie lepsze parametry użytkowe niż Chloe, która o dziwo znika ze skóry w ekspresowym tempie. 
     Przetestowałam też Chloe Love, które pachną dla mnie żonkilami i tulipanami. To śliczny i wyjątkowy zapach, ale jednak nie w moim typie. Wydaje się za mało świeży.
     Jeśli chodzi o Chloe, to w perfumerii testowałam też Chloe Love Story, ale zapach strasznie mnie rozczarował. Pachniał dla mnie jak rozwodnione Chloe edp - dosyć ładnie, ale mało oryginalnie.
     Wróciłam ponownie do testów Elie Saab La Parfum. Uwielbiam pierwsze kwiatowo-miodowe nuty tego zapachu, ale niestety dalej już nie jest tak różowo - miód szybko rozpływa się w chemicznych, zbyt mydlanych akordach i zapach nie rozwija się jakoś szczególnie. Niestety, chyba jednak na razie nie zdecyduję się na tę propozycję (szkoda, bo flakon piękny!).


     Nie wiem czemu, ale przez moment wydawało mi się, ze Chanel nr 5 w wersji Eau Premiere mogą okazać się dla mnie strzałem w dziesiątkę. Niestety, posiadają w sobie charakterystyczną, babciną nutę, która nie do końca do mnie przemawia. Są też zbyt słodkie, a za mało świeże. Jeśli chodzi o Chanel, to zamierzam jeszcze potestować 19 i Cristalle.
     Strzałem w dziesiątkę nie okazała się też nowość Cartiera - La  Panthere. To bardzo ładny, słodki, lekko szyprowy zapach, ale jednak nie do końca jest w moich klimatach, trochę za dużo słodkich owoców psuje mi odbiór całości.
     Po raz kolejny powróciłam do testów Idylle Guerlaina. Tym razem postawiłam na wersję edp. Jest to mocno kwiecisty, kwiaciarniany wręcz zapach, który za pewne strasznie poddusza w cieplejsze dni.  Nie wyobrażam go sobie nosić na co dzień, ale chyba w końcu skuszę się na jakąś małą pojemność na wyjątkowe okazje, bo Idylle pachnie obłędnie.


     Hehe, aresnał próbek Narciso Rodriguez to nie przypadek. Ubzdurałam sobie, że to piżmowe kwiecie powinno być dokładnie tym, czego szukam na wiosnę. Rozpoczęłam testy od bardzo polecanej wody toaletowej NR for her, która okazała się ładnym zapachem, ale ewoluującym w zbyt kremową, zbyt mleczną stronę. NR for her eau de parfum to z kolei brzydszy brat-bliźniak Idylle. Zapachy są bardzo podobne, ale Idylle wydaje mi się bogatszy, bardziej dominujący i jeśli mam wybierać to stawiam na kompozycję Guerlain. NR for her eau the parfum intense jest fajnie podbity wetywerią, chłodniejszy niż edt i edp i byłabym skłonna do zakupu większej ilości, gdyby nie pewien szkopuł - okropnie irytująca nuta w pierwszej fazie. To chyba podduszający, babciny, nieświeży kwiat ylang ylang, który zabił dla mnie już nie jedne perfumy ;). Na koniec przyszła pora na Narciso eau the parfum, które to chyba najbardziej mi podeszły. Są chłodne, męskie, podbite wetywierią. Wydają się czyste i świeże, fizjologiczne i intymne. Od zakupu powstrzymują mnie opinie otoczenia, że pachną jak szare mydło ;) Trochę średnio wydać 200 zł na perfumy, które nie pachną jak perfumy ;) Pożyjemy, zobaczymy...

***

     Jak widzicie, żaden z testowanych zapachów mnie nie olśnił. Póki co najbliższa jestem powrotowi do Daisy Marca Jacobsa, który jest dla mnie zapachem idealnym na wiosnę - świeżym, czystym, kwiatowym, lekko musującym, nie za słodkim, ale i nie za mydlanym. Czemu się jeszcze zastanawiam? W zeszłym roku pozbyłam się flakonu Daisy, bo obraziłam się na jej skandaliczną trwałość i fatalną projekcję... Muszę jeszcze przemyśleć, czy chcę wydać kupę pieniędzy na tak kapryśną Stokrotkę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz