czwartek, 12 listopada 2015

Testowanie - jesień 2015 - w poszukiwaniu cielesności

Od dłuższego czasu mam ochotę na jakiś nowy zapach. Tym razem marzy mi się coś cielesnego, fizjologicznego i intymnego. Taki zapach w stylu drugiej skóry. Poniżej opowiadam o kilku pozycjach, które tej jesieni postanowiłam potestować:


     Największe nadzieje wiązałam z nowymi perfumami marki Lalique - Living Lalique. Living przypominają testowane przeze mnie ostatnio namiętnie Reveal, ale są mocniejsze, wyraźniejsze i konkretniejsze niż perfumy Calvina Kleina. Reveal zarzucałam, że za mało w nich przypraw, a za dużo irysa i piżma, natomiast w Living proporcje te są bardziej zrównoważone. Mój nos wyczuwa od początku ostry, czarny pieprz, świeżą, cytrynową bergamotkę, aromatyczną lawendę, lekko tylko pudrowego irysa i otulający kaszmir. Może to brak dominacji piżma sprawia, że perfumy są mniej "czyste", a bardziej drzewne. Zapach jest bardzo świeży, ale mocny, zwracający uwagę. Podoba mi sie to, że czuć tu cały bukiet różnorodnych nut - widać, że ktoś poświęcił sporo czasu, by to wszystko ze sobą zmieszać we właściwych ilościach. Living Lalique są totalnie odziane z wszelkiej słodyczy. Dlaczego flakon jeszcze nie gości w mojej szafeczce? Bo dla mnie to perfumy mozno męskie. Lubię zapachy idące w stronę uniseksów, ale fajnie, gdy osłodzone są z lekka jakimś cytrusem, owocem, jakąś ostoją kobiecości. Poza tym na jesień Living wydają mi się zbyt chłodne - może powrócę do testów latem. 
     Emozione marki Salvatore Ferragammo to zapach piżmowy, kremowy, lekko mleczny. Otulający, ale nie przytłaczający. Bardzo czysty, intymny, wręcz fizjologiczny. Przypomina mi nieco Lacoste pour femme. Złotą Lacoste bardzo lubię, ale po wielu testach stwierdziłam, że jest zbyt delikatna i zbyt mało trwała. Ferragamo o dziwo wydaje się mieć lepszą projekcję i zaskakująco porządną trwałość - był bardzo dobrze wyczuwalny po około 8 godzinach noszenia (potem poszłam się umyć ;)), co na mojej kapryśnej skórze jest pewnie równe 20 godzinom na normalnej osobie ;) Pachnie w sumie dosyć liniowo, przez cały czas podobnie. Myślę, że to idealny zapach dla osób lubiących niedominujące, dyskretne zapachy dobrze współgrające z naturalnym zapachem kobiety. Idealny na codzień, jestem pewna, że nie będzie drażnił otoczenia, a z drugiej strony nie jest banalny i oklepany. Dla mnie jest jednak zbyt cielesny, brakuje mu pazura, jakiejś szczypty kontrowersji...    
     Z duża nadzieją podeszłam do testów Chloe Eau De Parfum Intense. Gwiazdą zeszłej zimy stała się dla mnie klasyczna Chloe i po cichu liczyłam na powtórkę z rozrywki. zainteresowałam się tym zapachem, kiedy w jakiejś recenzji ktoś zarekomendował go, jako zapach indyjskiego sklepu z kadzidłami. Wyobraziłam sobie dymną, jesienną różę, gęstą i oleistą. Niestety, Chloe Intense to  dla mnie kompozycja zbyt pudrowa, a za mało oleista właśnie. Nie czuję jej ciężaru, a chciałabym podczas noszenia mieć wrażenie, że mnie oblepia i krępuje mi ruchy. No i ta różyczka zdecydowanie za mało się dymi. To wciąż klasyczna Chloe, tylko przykryta warstwą pudru i odarta z odświeżających owoców. Ładne to, ale sama sobie chyba nie kupię. Dymna róża wciąż poszukiwana...
     Ostatni na liście jest zapach Bottega Veneta edp. Ta kompozycja to dla mnie chyba największe rozczarowanie, bo przekonana byłam, że po ostatniej fascynacji szyprowością, okaże się pewniakiem. Perfumy te wybrzmiewają na  mnie zbyt spokojne, zbyt liniowo i zbyt delikatne. Nie czuję ich mocy ani wyrazu. Sama kompozycja jest ładna, czuję w niej delikatne kwiaty na stonowanej szyprowo-skórzanej bazie, ale brak tu jakiegoś kopa, zwrócenia na siebie uwagi. Jest przyskórnie, bezpiecznie i od początku do końca tak samo. Nie wykluczam, że flaszka kiedyś trafi w moje ręce, przez ogólny deficyt nut szyprowych na rynku, ale szczerze mówiąc, zawartość nie wydaje mi się warta wygórowanej ceny. Tak jak w przypadku Living czułam, że ktoś poświęcił czas na odpowiednie zmieszanie składników, tak tutaj czuję, że mógł spreparować je student perfumiarstwa na poprawne zaliczenie kolokwium z współczesnych szyprów.

Cóż, póki co mój portfel się cieszy, bo żadna z testowanych kompozycji nie została oznaczona etykietką "pilnie kupić" ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz